O NOWY „CUD WISŁY” Tomasz Łysiak – W Sieci
Gdy pod listem intencyjnym mówiącym o idei budowy łuku tryumfalnego upamiętniającego odparcie w roku 1920 hord bolszewickich, podpisali się prawicowi intelektualiści, w mediach salonowych zawrzało. Inicjatywa Jana Pietrzaka była szeroko komentowana od lewa do lewa, a wzięli się za nią zarówno spece telewizyjni z ulicy Wiertniczej, jak i fachowcy z Czerskiej. Ton komentarzy był jednaki – mocno zjadliwy. Oto szalona, wariacka prawica wystartowała z kolejnym nierealnym pomysłem, który ma w dodatku „podtekst polityczny”!
Do tego chóru dołączyli politycy koalicji. Hanna Gronkiewicz-Waltz stwierdziła, że pomysł z budową jest „uciekaniem od rzeczywistych problemów Warszawy”, a mazowiecki marszałek województwa, Adam Struzik przekonywał: „Współczesny wymiar patriotyzmu to przede wszystkim rozwój lokalnych wspólnot, gmin, powiatów, województw, to również dobre wykorzystanie środków europejskich, to dobre i mądre zarządzanie. Jestem zwolennikiem bardziej użytkowych upamiętnień”. I tak od rana do wieczora sączyła się w uszy Polaków propaganda mająca ośmieszyć i zdyskredytować ten piękny pomysł.
W dodatku, co już lwy salonowe uznały za zjawisko niebezpieczne, list poparcia budowy łuku podpisały postaci z bardzo szeroko rozumianej prawicy, które nierzadko w poglądach różnią się od siebie diametralnie. Byli wśród nich m.in. prof. Andrzej Nowak, prof. Jan Żaryn, były szef Solidarności Janusz Śniadek, prawnik Wiesław Johann, prof. Witold Kieżun, prof. Zdzisław Krasnodębski, prof. Piotr Gliński, reżyser Antonii Krauze, czy pisarze i publicyści tacy jak Marcin Wolski, Rafał Ziemkiewicz oraz Waldemar Łysiak. Dla tzw. salonu to mieszanka nazwisk iście zabójcza i już sam fakt, że w tej sprawie wypowiedziało się jednym głosem tylu intelektualistów będących przeciwnikami mainstreamu, stał się dla elit trzymających władzę wystarczającym powodem do rozkręcenia festiwalu bardziej, lub mniej ukrytych szyderstw i ataków.
Tymczasem sam pomysł winien Polaków jednoczyć, tak jak podobne idee jednoczyły nas w przeszłości. I jak nas zjednoczyła sama bitwa stoczona w sierpniu 1920 roku na przedpolach stolicy…
Już wcześniej, niejednokrotnie, Warszawa i jej okolice stawały się terenem walk o wolność. Walki okupionej często krwią niewinnych, jak podczas okrutnej rzezi Pragi, którą zafundowali nam przyjaciele Moskale w roku 1794, dławiąc insurekcję Kościuszki. Bitwy staczano i później w trakcie kolejnych powstań. Podczas wojen napoleońskich doszło do wspaniałej, bohaterskiej obrony Warszawy, rozegranej pod Raszynem, w kwietniu 1809 roku. W jej trakcie oddał życie za Ojczyznę poeta Cyprian Godebski, stając się dla kolejnych młodych pokoleń symbolem postawy patriotycznej. Zmagania na raszyńskiej grobli miały w sobie zresztą coś z termopilskiej zawziętości. W bitwie poległo kilkuset Polaków, i chociaż nie zakończyła się ona zwycięstwem, to pozwoliła podpisać kapitulację Warszawy na naprawdę bardzo dobrych warunkach (nie tylko zapewniających pełne bezpieczeństwo mieszkańcom, ale umożliwiających wycofanie wojska z miasta w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin). Dała również szansę na dalszą walkę z Austriakami, w rezultacie stając się elementem zwycięskiej kampanii, której efektem było poszerzenie obszaru Księstwa Warszawskiego. Na cześć powracających z owej kampanii żołnierzy zbudowano w grodzie nad Wisłą łuk tryumfalny – wysoką i potężną budowlę górującą nad Placem Złotych Krzyży, zwanym dziś Placem Trzech Krzyży. Projekt był autorstwa Jakuba Kubickiego, zaś do naszych czasów przetrwał wizerunek ukazujący wspaniałość łuku dzięki rycinie Richtera. Łuk dość szybko rozebrano, fragmenty rzeźb leżą do dziś na dziedzińcu Instytutu Głuchoniemych, a po Kongresie Wiedeńskim Polska i Warszawa trafiły w ręce rosyjskie. Nowy polski król de légitime, czyli car Aleksander I miał wkrótce uroczyście wjechać do miasta. Wtedy postawiono na wspomnianym placu drewnianą bramę powitalną i zaczęto myśleć o łuku upamiętniającym nowego władcę. Lecz tu napotkano na jego stanowczy sprzeciw. I nie ma się co dziwić, gdyż postawiony w miejscu, które jeszcze niedawno było symbolem zwycięskich wojsk polskich, nadal kojarzyłby się ze znienawidzoną przez Rosjan kampanią napoleońską. Nie po raz pierwszy w naszej dzisiejszej rzeczywistości odkrywamy, że pomysły naszych dziewiętnastowiecznych ciemiężycieli, a potem komunistycznych dzierżycieli knuta, nadal są żywe, aktywne i potrzebne tym, którzy boją się oddać władzę czarnosecinnym potworom prawicowym. Przecież taki łuk tryumfalny postawiony z okazji zwycięskiej bitwy z ROSJANAMI mógł by być przeszkodą w budowaniu pozytywnych relacji z naszymi przyjaciółmi z Kremla, w którą to budowę towarzysze z Platformy Grażdanskiej są zaangażowani od ponad siedmiu lat. Łatwiej w Osowie stawiać pomniki poległym bolszewikom, niźli upamiętnić godnie tych, którzy oddali życie za Polskę i za cały cywilizowany świat kultury łacińskiej i chrześcijańskiej.
Termin „Cud Wisły” wymyślił endecki dziennikarz Stanisław Stroński. W artykule w Rzeczypospolitej z dnia 14 sierpnia 1920 roku niejako o ten „Cud Wisły” prosił, nawiązując zresztą do „cudu Marny”, nad którą to rzeką Francuzi odnieśli zwycięstwo w roku 1914. Wiedział, co się może stać i pisał o tym, wspominając nasze poprzednie rozprawy ze wschodnią barbarią: „Dzisiaj żołnierz polski, oparłszy się o Wisłę, ma stawić czoło napastnikowi, który kraj nasz, ledwie wydobyty ze stuletniej niewoli, chce znowu ujarzmić, pohańbić, rozstroić, wydać na pastwę dzikim rządom czerwonym. Żeby Warszawa wpaść miała w ręce bolszewików, żeby Trockij miał wejść do miasta jak ongi Suworow i później Paskiewicz, żeby ten sam dziki, a dzisiaj jeszcze dzikszy, bo podniecany przez mściwych i krwiożerczych naganiaczy, sołdat i mużyk pohulać miał w stolicy odrodzonej Polski, tej myśli wojsko nasze nie zniesie i każdy żołnierz powie sobie: po moim trupie. A gdy to sobie powie ten żołnierz nasz, potomek zwycięzców w tylu potrzebach przeciw wielokroć przeważającej siłom w ciągu wieków, następca dzisiaj kościuszkowskich, listopadowych, styczniowych powstańców i obrońców zwycięskiego miasta, pierwszy znowu, skoro tak padło, stróż bram stolicy i wstęgi wiślanej w zmartwychwstałej Ojczyźnie, wojsko nasze pójdzie naprzód i odegna niebezpieczeństwo daleko od serca Polski”. Niektórzy twierdzą, że Stroński wymyślił termin „cud nad Wisłą”, by obniżyć rangę zwycięstwa dokonanego rękami Marszałka Józefa Piłsudskiego. Owszem, w swoich tekstach z chwil wojny mało wspomina o Komendancie, a dużo pisze o gen. Weygandzie czy gen. Zagórskim, lecz trudno dostrzec ironię w sformułowaniu „Cud Wisły”. Artykuł z 14 sierpnia nie pozostawia złudzeń. To prawdziwa, żarliwa prośba do Niebios w sytuacji wydającej się niezwykle ciężką. Pisze Stroński: „I gdy w jutrzejszą niedzielę zbiorą się miliony ludności polskiej w kościołach i kościółkach naszych, ze wszystkich serc popłynie modlitwa:
Przed twe oblicze zanosim błaganie:
Ojczyznę, Wolność, zachowaj nam Panie.
Błogosławiony tą modlitwą ojców, matek, sióstr i małej dziatwy o ziszczenie się cudu Wisły, żołnierz polski pójdzie naprzód z tem przeświadczeniem, że oto przypadło mu w jednej z najcięższych chwil w naszych tysiącletnich dziejach być obrońcą Ojczyzny”.
Sześć lat później wspomnieniową książkę o roku 1920 wydał Adam Grzymała-Siedlecki. Ta piękna opowieść o zmaganiach z bolszewikami miała także tytuł „Cud Wisły” a w ostatnim rozdziale autor przystępuje do swego rodzaju résumé z tym wyrażeniem. Wspomina, iż słów tych użył Wincenty Witos w swojej sejmowej przemowie. Ale także powołuje się na bezpośredni rodowód i tekst z Rzeczpospolitej. I opisuje, jak wielkie siły nieprzyjacielskie były już w okolicach Warszawy, szykując się do ostatecznej rozprawy ze stolicą i zarazem sercem Polski. A potem… „jakby za sprawą Wszechmocnego, odwraca się karta wojny”. Następuje paniczna ucieczka Rosjan, katastrofa, zupełna klęska. Zaś nasze wojska w tryumfalnym pochodzie idą coraz dalej i dalej, odzyskując olbrzymie połacie Polski. „Zaiste, jest coś z cudu w tej cudownej odmianie losu”.
Pisze też Grzymała Siedlecki, że naród nasz dźwignął się w owych dniach z jakiegoś nastroju upadku i lęku. Że przed bitwą w wojsku polskim szerzyła się dezercja i popłoch. A ten nagły powrót silnego ducha, nadziei i odwagi to także był rodzaj cudu. Że nastąpiła niezwykła przemiana duchowa w polskim wojsku, które się podniosło i z furią husarii uderzyło na wroga. Wspomniał także o cudzie, jakim była wspaniała, patriotyczna, polska młodzież. O tym, że szeregi wojskowe zasilały coraz to nowe rzesze młodych ludzi…
„Byli wśród nich chłopcy bezkrwiści, wycieńczeni niedostatkiem rodzin, z których pochodzą; byli suchotnicy i słabi na serce; byli wątli i wymizerowani trudami nauki. Były wśród nich prawie dzieci. Żaden nie cofnął się. Ojczyzna w niebezpieczeństwie! Ten okrzyk wystarczył im, by iść w pole – i piersiami chłopięcymi zasłonić przed wrogiem stolicę”.
Przy okazji, te niezwykłe opisy ofiarności i odwagi, tak bardzo kojarzące się z młodzieżą walczącą potem o Warszawę w roku 1944, należy poświęcić wszystkim krytykom tejże walki.
W dwudziestym roku ofiara była równie wielka i krwawa. „Padali, jak kwiaty pod kosą, lwięta nasze ukochane, bezcenny posiew patriotyzmu pod przyszłe, lepsze w Polsce dzieje”.
Otóż właśnie – pod przyszłe, lepsze dzieje. Czyż w owej lepszej przyszłości, w jakiej żyjemy, nie powinniśmy my, wnuki tamtych bohaterów, odpowiednio upamiętnić ich przelaną krew? I więcej jeszcze powiedzmy – czy w czasie, w którym polską dumę i godność chowa się głęboko w kieszeń, płacąc tym za głaskanie po głowach przez europejskich pryncypałów, nie należy właśnie tym głośniej, tym mocniej upominać się o dobrą pamięć i wiedzę o Polakach? Dlaczego budowy stadionów na Euro 2012 motywowało się kwestiami „promocji Polski”, a takich zalet wybudowania Łuku Tryumfalnego 1920-2020 już się nie dostrzega? A przecież pod taki łuk powinna być zabierana każda wycieczka obcokrajowców, by goście mogli posłuchać przewodnika opowiadającego o tym, jak Europa została przez nas uchroniona przed potwornościami komunizmu. Ten łuk nie ma być jedynie upamiętnieniem naszych bohaterskich przodków. Jest potrzebny, gdyż zwycięstwo Piłsudskiego było takim wkładem w cywilizację europejską jak prace Kopernika czy utwory Chopina. Jest potrzebny, by wychowywać młodych Polaków w taki sposób, aby potem z dumą mogli mówić o sobie – urodziłem się nad Wisłą.
Wspaniały przedwojenny architekt, Adolf Szyszko-Bohusz, twórca pięknego mauzoleum Józefa Piłsudskiego na Wawelu, zaprojektował w latach dwudziestych siedzibę Muzeum Narodowego w Krakowie. Centralnym elementem budowli miał być wielki łuk tryumfalny. Łuk Wolności. Projekt nie został wtedy zrealizowany, podobnie jak Świątynia Opatrzności Bożej, zaprojektowana przez Szyszko-Bohusza jeszcze przed wojną. Ona również miała stanowić element budowania naszej tożsamości kulturowej.
Adam Grzymała Siedlecki w swoim „Cudzie Wisły” pisał o tym, że gdy „szatan bolszewicki” nam zagroził, naród polski się zjednoczył. Wszyscy obywatele, zostawiając za sobą urazy, złości i powszednie pretensje, pracowali na to, by odeprzeć nieprzyjaciela. Wtedy właśnie, uniesiony modlitwami, biciem dzwonów, błogosławieństwami matek, żołnierz polski czuł, że jest jedną częścią czegoś wielkiego i pięknego. Że jest częścią Polski.
I nam było dane, przez chwil kilka, taką jedność czuć. Gdy płakaliśmy na ulicach w godzinę śmierci naszego papieża, kolejnego polskiego świętego. Albo, gdy staliśmy w wielkiej kolejce by oddać hołd przy trumnach prezydenckiej pary. Czuliśmy wtedy tę niezwykłą, jedyną w swoim rodzaju, jedność.
Tak nastrój przed bitwą opisywał Grzymała Siedlecki: „(…) stężała atmosfera moralna kraju. Nie było niejakiego czasu na strach, bo robota zaprzątała mózg i wzruszenia. Nie było miejsca dla nerwowców i tchórzów, bo przez kraj szedł powiew otuchy. Od samego skupienia woli rozchodziła się wiara w odwrócenie nieszczęść i dopustu. Oto był ten >cud jedności<, o którym mówił na sejmie prezydent Witos, ten cud dusz, który poprzedził orężny cud Wisły”.
Otóż właśnie. Cud dusz. Cud jedności. Cud zjednoczenia w polskości. O tym jest Łuk Tryumfalny, który pragniemy postawić. O tym, że Polska wyrosła na pięknych wartościach, na wierze w Wolność Człowieka i ewangeliczną Miłość. Bo w roku 1920 nad grożącą nam bolszewicką nienawiścią zatryumfowała… Miłość. Ona zbudowała łuk, pod którym przeszliśmy do wolnego świata.